Zbrodnia Pomorska

Wybierz Strony

Skala zbrodni

Polscy i niemieccy historycy przez blisko 80 lat badający rozmiar zbrodni niemieckich na Pomorzu Gdańskim z 1939 r. są zgodni co do trzech kwestii. Po pierwsze, z powodu spalenia zwłok i zniszczenia archiwum Selbstschutzu nie ma możliwości wiarygodnego i pełnego oszacowania liczby pomordowanych. Po drugie, członkowie Selbstschutzu Westpreussen działający pod nadzorem SS byli wraz z jednostkami Einsatzgruppen głównym sprawcami zbrodni. Po trzecie, skala zbrodni na Pomorzu Gdańskim z 1939 r., bez względu na to, które szacunki uznamy za najwiarygodniejsze, była największa w tym czasie w okupowanej Polsce. Tym samym była to pierwsza w czasie II wojny światowej tak wielka akcja eksterminacyjna wymierzona w ludność cywilną. Różne są natomiast szacunki co do liczby ofiar. 20 października 1939 r. dr Rudolf Tröger, prawnik, dowódca Einsatzkommando 16, donosił, że „mimo całej bezwzględności udało się zniszczyć tylko ułamek ludności polskiej w Prusach Zachodnich (szacunkowo 20 000)”. Jednak był to dopiero początek masowych rozstrzeliwań. Historycy szacują, że jesienią 1939 r. na Pomorzu Gdańskim Niemcy zamordowali od 20 do 50 tys. osób, głównie przedstawicieli polskiej inteligencji, ale także polskich rolników, robotników i rzemieślników, Żydów i osoby chore psychicznie.

Z imienia i nazwiska zidentyfikowano ok. 10 tys. ofiar. O takiej skali zbrodni zadecydowało połączenie czynników ogólnopolskich (polityka III Rzeszy dążąca do germanizacji polskich ziem zachodnich drogą eksterminacji) z lokalnymi (większa podatność pomorskich Niemców na ideologię antypolską, propaganda nazistowska dotycząca „korytarza pomorskiego”, śmierć volksdeutschów wykorzystana jak pretekst do zemsty i odwetu, o wiele bardziej zbrodnicza działalność pomorskiego Selbstschutzu w porównaniu do innych regionów okupowanej Polski, sprawniej zorganizowany aparat terroru rekrutujący się głównie z członków gestapo z Wolnego Miasta Gdańska, a także osobowość sprawców kierowniczych).

Zbrodnia (nie)ukarana

Albert Forster odpowiedzialny za całokształt niemieckiej polityki okupacyjnej na Pomorzu Gdańskim został skazany w 1948 r. przez Najwyższy Trybunał Narodowy w Gdańsku na karę śmierci. Wyrok wykonano w 1952 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Podobny los spotkał Wyższego Dowódcę SS i Policji w Okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie Richarda Hildebrandta. Rudolf Tröger poległ w walce we Francji w 1940 r. Kurt Eimann, dowódca jednostki SS-Eimann, w 1968 r. przyznał się przed sądem w Hanowerze, że jego oddział zabił w Piaśnicy 1400 chorych psychicznie i 30–40 członków komanda „grabarzy”. Skazano go na zaledwie cztery lata więzienia, odbył połowę kary. Zdecydowana większość sprawców zbrodni uniknęła jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. Jakob Lölgen, dowódca oddziału Einsatzkommando 16 w Bydgoszczy, po wojnie pozytywnie przeszedł denazyfikację i został szefem Policji Kryminalnej w Trewirze. W 1966 r. sąd w Monachium uniewinnił go od zarzutów mordowania polskiej ludności cywilnej, uznając, że tylko wykonywał rozkazy, więc nie był winny. Dowódca Selbstschutzu Westpreussen uciekł do Argentyny, gdzie zmarł w 1970 r. jako prawy obywatel. Argentyńczycy zapamiętali go jako sympatycznego, jowialnego człowieka, nie rozumieli tylko, dlaczego używał słów „Heil Hitler”, wykonując gest nazistowskiego pozdrowienia. Okupacyjny wiceburmistrz Wejherowa, uczestnik selekcji w tamtejszym więzieniu, Gustav Bamberger, piastował po wojnie funkcję wiceburmistrza Hanoweru. Zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości w sprawie zbrodni narodowosocjalistycznych popełnionych w Prusach Zachodnich wykrył 1701 sprawców (bez postępowań w sprawie KL Stutthof). Wszczęto 258 postępowań, 233 umorzono. Prawomocne wyroki zapadły w 12 procesach. Skazano zaledwie 10 osób, w tym 8 członków SS i Selbstschutzu. Większość z przesłuchiwanych Niemców o rozstrzeliwaniach Polaków wiedziała tylko ze słyszenia (Hörensagen). Jeżeli już przyznali się do członkostwa w Selbstschutzu, to twierdzili, że ich praca polegała jedynie na pełnieniu warty lub graniu w orkiestrze. Sprawcy zbrodni byli uniewinniani w kuriozalnych okolicznościach, tłumaczyli, że „robili to, aby uniknąć nieprzyjemności” lub uważali, że to, co robią, jest pod względem prawnym „w porządku”. Karl Strauss z Torunia tłumaczył, że podczas rozstrzeliwań nie celował do ofiar, lecz strzelał obok. Erich Lupprian z powiatu wyrzyskiego twierdził, że terminu „wysyłka” Polaków (Verschicken) nie rozumiał jako „wysyłkę pod ziemię” (Verschicken unter die Erde), tylko jako wysiedlenie do Generalnego Gubernatorstwa. Oskarżeni byli uznawani nie za bezpośrednich sprawców zbrodni, tylko pomocników w zbrodni, a ich czyny już się przedawniły. Podobnie mechanizm przedawnienia wykorzystywano, traktując sprawców jako zabójców, a nie morderców (działanie z niskich pobudek z rozmysłem). Winą z reguły obarczano jedynie Hitlera i Himmlera. Działanie sprawców usprawiedliwiano „stanem wyższej konieczności”. Jednocześnie nieznany jest żaden przypadek, aby odmowa wykonania rozkazu wiązała się z zagrożeniem życia. W Polsce po wojnie skazano co najmniej 67 członków Selbstschutzu Westpreussen, w tym 11 zaocznie (m.in.: okupacyjnego burmistrza Pucka Friedricha Freimanna).

Zbrodnia pomorska 1939

Według Jochena Böhlera w 1939 r. na Pomorzu Gdańskim zamordowano ok. 30 tys. osób, 10 tys. osób zostało zamordowanych w Okręgu Rzeszy Kraju Warty, 1,5 tys. w prowincji śląskiej i 1 tys. w rejencji ciechanowskiej. W Generalnym Gubernatorstwie w tym czasie rozstrzelano 5 tys. osób. Skala zbrodni niemieckich na obszarze przedwojennego województwa pomorskiego w 1939 r., ich charakter i rola Selbstschutz Westpreussen to argumenty, które świadczą o potrzebie wprowadzenia do historiografii, edukacji i pamięci narodowej nowego pojęcia. Zbrodnia pomorska 1939 była przede wszystkim eksterminacją dziesiątek tysięcy przedstawicieli polskiej ludności cywilnej rozstrzelanych w ramach „Intelligenzaktion”, ale także rolników, robotników i rzemieślników zamordowanych przez niemieckich sąsiadów z chęci zemsty czy chciwości. Na Pomorzu zgodnie z nazistowską maksymą, że „zdrowe zwierzęta zabijają chore”, zamordowano także tysiące chorych psychicznie w dołach śmierci w Piaśnicy, Szpęgawsku, Mniszku, Chojnicach. Zbrodnia niemiecka na ziemi pomorskiej to także eksterminacja co najmniej 600 obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Zanim mechanizm Zagłady i ludobójstwa został rozwinięty na Wschodzie po 1941 r., został wcielony w mniejszej skali na terenie okupowanej Polski w pierwszych dniach okupacji. We współczesnej historiografii warto odejść od terminologii sprawców (Intelligenzaktion, Gewaltaktion, Säuberungsaktion, Ausrottungsaktion), która, zgodnie z systemem państwa totalitarnego, zmieniała znaczenie wyrazów, masowe zabijanie nazywając „akcją”, a morderstwa – „likwidacją” (nie likwiduje się człowieka), „ewakuacją” lub „specjalnym traktowaniem” (Sonderbehandlung). Terminologia sprawców, choć wiele nam mówi o nich samych, nie zawsze powinna być przejmowana przez współczesnych historyków do nazwania wydarzenia historycznego. To była zbrodnia, nie „akcja”. Selbstschutz Westpreussen został podzielony na sześć inspektoratów w obrębie niemal całego przedwojennego województwa pomorskiego, a nie w ramach Okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie, który jeszcze wtedy nie istniał. Dekret o wcieleniu ziem polskich do Rzeszy wszedł w życie dopiero 26 października 1939 r., kiedy akcja eksterminacyjna już się rozpoczęła. Dlatego właściwe wydaje się użycie przymiotnika „pomorska” do określenia terytorium, na którym doszło do masowych mordów. Zbrodni dokonano w pierwszych czterech miesiącach okupacji. Główne organy egzekucyjne zostały rozwiązane w 1939 r., tego, choć w pojedynczych przypadkach rozstrzeliwania mogły trwać do początku następnego roku, należałoby w nazwie stosować tylko rok 1939. Zbrodnia pomorska miała swoją podstawę w ideologii narodowosocjalistycznej. Oprócz antysemityzmu istotnym elementem ideologii nazistowskiej był także antypolonizm, który odczłowieczał ofiary w oczach sprawców i wzbudzał znieczulicę. Brak współczucia wobec ofiar zastąpił nienawiścią do nich. Istotne było powszechne przekonanie Niemców, że „wszystko, co się czyni dla narodu i ojczyzny, jest zawsze słuszne”. Wydarzenia nienazwane nie istnieją w historii i pamięci historycznej. W poszczególnych miejscach zbrodni na Pomorzu Gdańskim jest kultywowana pamięć o tych wydarzeniach, jednak tylko w wymiarze lokalnym. Większość Polaków niemieszkających w obecnym województwie pomorskim czy kujawsko-pomorskim nigdy o nich nie słyszała. Warto również podjąć próbę umiędzynarodowienia tematyki zbrodni pomorskiej – pierwszego w czasie II wojny światowej ludobójstwa nie wszystkich, ale dużej części mieszkańców Pomorza. Dzięki wieloletniej pracy wszystkich ludzi, dla których przeszłość jest ważna, zbrodnia katyńska czy zbrodnia wołyńska stały się częścią pamięci narodowej wszystkich Polaków. Powinno się stać podobnie ze zbrodnią pomorską.